Skoro już się tak w okolicach Walentynek i V-Day zgadało o prawach kobiet, zerknijmy na zdjęcie poniżej. Zrobiłem je na rynku w Drugiej Barcelonie 31 stycznia 2010. Brałem wtedy udział w wycieczce, którą oprowadzał Baldric Commons (w pierwszym życiu znany jako Graham Stanley)…. Ale o tym opowiem bardziej szczegółowo przy innej okazji.
Więc zwiedzamy sobie Barcelonę. Wkoło słychać język hiszpański (a może kataloński – nie jestem pewien). Na rynku jest wielu ‘natywnych’: siedzą, piją kawę, czytają gazety, rozmawiają… I nagle… zauważyłem tę panią, z tym komunikatem na tiszercie. Hmmm… “Women deserve no rights”… To tak na serio, czy sarkastycznie? Prowokacja? Do czego? Do dyskusji czy sprzeczki? Po angielsku czy po hiszpańsku? O prawach kobiet czy o języku angielskim?
W końcu… nie podszedłem i nie spytałem, tracąc w ten sposób być może okazję do poszerzenia horyzontów i nawiązania ciekawej znajomości. Wycieczka po Barcelonie trwała, a uczestnik wycieczki ma swoje prawa (rights), ale też obowiązki (obligations), a wśród tych drugich mieści się obowiązek podążania za grupą…
A swoją drogą… Jaka jest różnica znaczeniowa między “Women deserve no rights” i “Women don’t deserve rights”? Może mi ktoś powiedzieć?
No comments yet.